Większość osób kojarzy oszczędzanie z wyrzeczeniami, brakiem przyjemności, smutnym życiem i ekstremalną biedą. Dlaczego? Ponieważ zamiast wprowadzać finansową równowagę, zmieniają się w męczenników, do tego na własne życzenie.
Oszczędzają tylko biedni, głupi i Ci, co nie potrafią cieszyć się z życia. Tak to jest postrzegane. Skoro musisz oszczędzać, to jesteś przegrywem, bez żadnej przyjemności dnia codziennego. A może jednak nie, bo po prostu wszyscy mają do tego złe podejście? No nie może, 99% osób ma w 100% złe podejście.
Zacznijmy od tego, że kiedyś faktycznie było ciężko. W średniowieczu, podczas zaborów, przez obie wojny i komunę nie było lekko. A mimo to zawsze udawało się zorganizować procentowe trunki, czyli przyjemności. Czasy jednak się zmieniły i jest zdecydowanie lepiej. Wiecznie płaczącym marudom radzę sprawdzić kalendarz, rok zaczyna się już od 2, a nie od 1 i to od całkiem dawna.
Mimo wszystko, mentalność zatrzymała się na tej jedynce z przodu. I takim sposobem, oszczędzanie równa się zaciskaniu pasa i szlabanowi na radość z życia. To ma sens, jeśli żyjesz w skrajnej biedzie, ale założę się o stówę, że tak nie jest i wyolbrzymiasz.
Kiepskie oszczędzanie bierze się z braku zrozumienia, czym powinno być. Zazwyczaj ucinamy to, co uważamy za zbytki. Przecież to, co poprawia nam humor, nie jest niezbędne do życia, to tylko przyjemności, a nastały czasy prawa dżungli. Jak już zaciskamy ten pas, to do ostatniej dziurki… Problemem jest to, że oszczędzamy na rzeczach oczywistych, a przez palce przecieka nam znacznie więcej pieniędzy na tych prozaicznych wydatkach, które uważamy za niezbędne. I zaraz powiem Ci dlaczego totalnie mylisz obie grupy, oszczędzasz mniej niż możesz i jeszcze robisz sobie krzywdę.
Najlepsze oferty bankowe
Luty 2025
Codziennie aktualizowane rankingi
Promocje bankowe do 1.040 zł premii
Lokaty do 8%
Konta osobiste do 1.040 zł bonusu
Konta oszczędnościowe do 7,5%
Konta firmowe do 2.840 zł premii
Karty kredytowe za darmo
Na początek trochę spojrzenia na budżet (jeżeli go nie prowadzisz, to tutaj masz instrukcje jak zacząć szybko, lekko i skutecznie). Wyróżnijmy kilka kategorii. To tylko przykładowe 5, możesz mieć więcej, mniej lub inne, to bez znaczenia.
- Jedzenie
- Rachunki
- Transport
- Higiena
- Rozrywka
Weźmy ciąg myślowy typowego Kowalskiego:
- Jedzenie – Człowiek jeść musi.
- Rachunki – Trzeba płacić albo eksmitują.
- Transport – Do pracy dojechać muszę, bo pieniędzy nie zarobię.
- Higiena – Myć się trzeba albo z pracy wyrzucą.
- Rozrywka – No, tutaj to można oszczędzić, bo w sumie komu to potrzebne.
Kowalski zamierza uciąć wydatki na ostatniej kategorii, co wydaje się sensownym pomysłem, a w rzeczywistości jest katastrofą. Grupy wydatków są ułożone od tych, na które wydajemy najwięcej, do tych, na które wydajemy najmniej. Na jedzenie wydajemy średnio połowę pensji, reszta różnie, ale rozrywka czy kultura jest w naszych portfelach pozycją marginalną lub wręcz pomijaną.
Na czym więc szukać tej oszczędności? Na 50 zł, które raz w miesiącu przeznaczasz na wyjście do kina, klubu, pubu czy książkę? Oprócz frustracji, z powodu braku odpoczynku od codzienności, nic Ci to nie da. Właśnie dlatego kojarzysz oszczędzanie z wyrzeczeniami. Odbierasz sobie przyjemność, wprowadzasz negatywne emocje, a do tego marudzisz, że nie możesz nic odłożyć, więc oszczędzanie jest pewnie tylko dla bogatych. Szukasz w złym miejscu.
Zrozum, że rozrywka, hobby czy cokolwiek innego, dającego Ci zadowolenie z życia jest niezbędne do zachowania równowagi w głowie. A bez niej, szybko zaczniesz nieprawidłowo oceniać rzeczywistość. Skasowanie sobie seansu, wyjścia do restauracji czy wakacyjnych lodów dzieciom jest bardzo proste i daje złudne poczucie oszczędności. Powtarzam Ci, oszczędzasz grosze, tracąc wiele.
Jak powinno wyglądać poprawne oszczędzanie?
Rozrywka jest najmniejszą grupą wydatków, czemu więc nie zaatakujesz pozostałych, znacznie większych? Zaraz pomyślisz sobie, że ich koszty musisz ponieść, nie da się ich zlikwidować. A kto Ci każe likwidować? Wystarczy, że je zmniejszysz i to nie przez redukcje kupowania, a robienie bardziej świadomych zakupów.

Rozsądne oszczędzanie niekoniecznie równa się pozbywaniu wydatków, robisz to, o ile są całkowicie zbędne. W przeciwnym razie szukasz tańszych rozwiązań. Dlatego możesz robić tańsze zakupy spożywcze, ale nie oszczędzasz przy tym na jedzeniu (co odradzam w tym tekście). Możesz negocjować zakres albo cenę pakietów za internet, telefon lub telewizję. Możesz zmienić kosmetyki na tańsze, a wcale nie gorsze. I w każdym przypadku łatwiej oszczędzisz większą kwotę niż to, czego pozbawiasz się w kategorii rozrywka. Masz większe pole do popisu, a przy okazji nie cierpi na tym Twój komfort psychiczny.
Kto oszczędza źle, a kto dobrze?
Weźmy na warsztat dwie osoby o odmiennej filozofii prowadzenia finansów.
Złe oszczędzanie
Janusz kiedyś był sportowcem (piłkarzem), hobbystycznie, ale jednak. Grał z kumplami po robocie i w weekendy. Przyszła zima, żeby pograć, trzeba było wynajmować salę gimnastyczną. Zrzuta w kilka osób to ledwie 8 zł na głowę. Grali 3 razy w tygodniu.
8 zł * 3 dni w tygodniu * 4 tygodnie = 96 zł miesięcznie.
Po dwóch miesiącach Janusz stwierdził, że coś mu się nie zgadza z kasą. Płacić prawie stówkę, żeby za piłką pobiegać? A do dupy z takim graniem! Mecz sobie w domu obejrzę, mam sportowy pakiet. I tak Januszowi zleciała zima, pooglądał sobie mecze. Radości z własnej gry zabrakło, nerwów od oglądania tych klubowych patałachów przybyło. Zanim zrobiło się ciepło, minęło kilka miesięcy. Janusz nie miał już ochoty grać, odzwyczaił się i dawno stracił kontakt z kumplami z boiska.
Oszczędności prawie żadne, utrata przyjemności, nabawienie się nerwów i spadek aktywności fizycznej, czyli pogorszenie zdrowia. Tyle wyszło z finansowego planu Janusza. I kto tu jest patałachem?
Dobre oszczędzanie
Seba to kolega Janusza, razem grali w piłkę i nie muszę wszystkiego powtarzać. Tylko, że Sebastian zrobił coś innego niż nasz rozgniewany wąsacz. Zamiast rezygnować z piłki nożnej, która sprawiała mu wiele przyjemności, olał oglądanie meczy. Jeśli chciał się pośmiać z drewniaków na boisku, miał od tego przeciwną drużynę.
Oszczędności ze zlikwidowania pakietu sportowego nie wystarczyły na pokrycie kosztów wynajmu sali. Jednak dobrze wiemy, że meczy nie ogląda się na sucho, dlatego dodatkowe wydatki Janusza pokryły się tu z kosztami Seby. Nawet jeśli obaj wydają obecnie tyle samo, to nadal Sebastian zachowuje zadowolenie z gry, formę i interakcje społeczne.
Zauważ, że pomimo identycznego poziomu wydatków, ich codzienny nastrój będzie zupełnie inny. Wszystko przez niecałą stówę. Warto sobie odmawiać? Czy może lepiej poszukać oszczędności gdzieś indziej?
Jest taki cytat: „Nie urodziłeś się tylko po to, żeby płacić rachunki i umrzeć” i jest w nim sporo prawdy. Bo redukować możesz dowolne wydatki, ale przydałoby się mieć z tego życia trochę przyjemności, a oszczędzasz po to, by móc sobie na nie pozwolić.
To, że sobie na coś pozwalasz, nie znaczy, że szastasz forsą na lewo i prawo. Wręcz przeciwnie, gdybyś tak robił, nie mógłbyś sobie pozwolić na nic.
49 Komentarzy
Bardzo fajne podejście i bardzo mi bliskie. Łatwo wpaść w pułapkę przesady i nie dostrzegać najprostszych rozwiązań. My z chłopakiem byliśmy zaskoczeni, jak ograniczenie mięsa w diecie wpłynęło na nasze wydatki. Na jedzenie wydajemy tak mało, że w ciągu dwóch pierwszych miesięcy myśleliśmy, że coś źle zapisujemy. 😉 A przy tym jemy dużo zdrowiej niż kiedykolwiek. Da się. Trzeba szukać, kombinować, ale unikać ascetycznego podejścia, bo to i tak nie wypali. Super tekst, jak zawsze. 🙂
Odmawianie sobie przyjemności prowadzi do frustracji, a ta do rezygnacji. Dlatego lepiej szukać w miejscach, na których nam mniej zależy, niż tych oczywistych i powtarzanych przez wszystkich. Chwila zastanowienia i można się totalnie zaskoczyć. Nie zdziwiłbym się, gdyby akurat Tobie ktoś powiedział „wydajesz za dużo na książki”. Tylko, że wcale nie powinnaś z nich rezygnować.
I dziękuję, że doceniasz moje teksty.
Powiem Ci, że akurat w kwestii książek bardzo przystopowałam, w zeszłym roku kupiłam ich max. dziesięć. Ale w zasadzie moja motywacja do oszczędzania jest tak silna, że mogłabym zrezygnować ze wszystkiego (przynajmniej na jakiś czas ;)), więc to chyba nie jest przykład typowego oszczędzania.
Czyli mocny cel. Pasieka? Mocno kibicuję
Jeśli chodzi akurat o książki, to u mnie jest tak, że kupuję je sporadycznie (1-2 rocznie), a często czytam na miejscu w księgarni. Wynika to z tego, że nie czytuję powieści, lecz książki uczące czegoś – a to oznacza, że część rzeczy już wiem, część mnie nie interesuje lub nie dotyczy i pozostaje do przeczytania np. 1-2 rozdziały, które faktycznie są mi potrzebne. Wychodzę z wiedzą, a pieniądze pozostają na właściwym miejscu, czyli u mnie.
Często książka przejrzana w księgarni jest inspiracją do poszukiwań na internecie – efekt bywa bardzo dobry i również darmowy. Kosztem jest oczywiście czas, ale weekendy mam wolne, więc to nie problem.
Pozdrawiam.
Podpisuję się obiema rękami i nogami! Sama jestem zwolenniczką pilnowania tego, ile kasy idzie na żarełko. W sezonie letnim fajnie pojechać do roboty rowerem, bo człowiek słońca złapie i sen będzie miał głębszy. Co prawda teraz już pracuję tylko z domu, ale znajomi dojeżdżają we trójkę jednym autem do roboty, dzięki czemu oszczędzają kasę na paliwku. Jeśli chodzi o rachunki – od zawsze korzystam z telefonu w opcji pre-paid. Przez wiele miesięcy płaciłam dodatkową kasę za pakiet internetowy. 2 GB za 12 zł!!! O głupia ja, teraz mam taryfę, w której przy doładowaniu za 30 zł dostaję 10 GB za darmoszkę! Co prawda operator nigdzie nie ujął, że w tej taryfie nie można korzystać z roamingu, o czym dowiedziałam się już na urlopie, ale wyjeżdżam zagramanicę raz w roku, więc sobie to ogarnę 🙂 A co do podejścia do samego oszczędzania – tez sama prawda! Właśnie jestem w trakcie pisania ebooka o wydawaniu mniej na jedzenie, zrobiłam ankietę z czym kojarzy się ludziom oszczędzanie na żywności i oczywiście gros odpowiedzi „z odmawianiem sobie przyjemności!”… A to przecież zupełnie nie tak 😉
Jest duża różnica między oszczędzaniem na jedzeniu, a oszczędzaniu na kosztach jedzenia. Tego pierwszego nie polecam, drugie jak najbardziej. Koniecznie wytłuść to w swoim ebooku i daj znać, gdy będzie gotowy.
Dobre podejście do oszczędzania to już połowa sukcesu! 🙂
Prawidłowe spojrzenie na oszczędzanie całkowicie zmienia jego wyraz. Są produkty, których zakup możemy lepiej przemyśleć zanim włożymy je do koszyka. I czasem też trzeba zdać sobie sprawę, że nie zawsze potrzebujemy tych wszystkich drogich rzeczy. Czasami luksus tkwi w szczegółach. Można oszczędzić i jednocześnie być zrelaksowanym i odprężonym, dzięki zwykłej kąpieli ze świecami we własnym domu. Wszystko mieści się w sposobie myślenia.
Na początku tak sobie pomyślałam, że po pierwsze to trzeba mieć z czego oszczędzać. Ale ok, Twoje rozumowanie jest całkiem fajne i zgadzam się z Tobą. Mimo, że oszczędzanie to nie jest moja bajka 😀
Bardzo dobry wpis! Powinni takie przykłady w szkołach dawać. W oszczędzaniu warto na początku skupić się na małych kwotach, bo wiele osób od razu myśli, żeby tak po kilka stówek odkładać, a to szybko może dać odwrotny efekt, jeśli się niewiele zarabia.
Ja np. jeszcze na studiach zaczęłam remontować rodzinny dom, który przejęłam z mamą po jej rozwodzie. Nie mieszkałyśmy tam, jednak stopniowo malowałam wszystkie pomieszczenia i jeśli widziałam w sklepie coś, o czym marzyłam do wnętrza domu, a cena była atrakcyjna, to kupowałam. Zbierałam przez dobre 3 lata takie rzeczy, teraz już mieszkam w tym domu i nic tu nie brakuje. Jakby pomyśleć, ile musiałabym teraz na raz wydać, że urządzić wnętrze, to aż głowa boli. A oszczędności na koncie też są. Zatem dobry plan, myślenie długofalowe i można odnieść sukces w kwestii oszczędzania.
Oszczędzanie przy urządzaniu domu czy mieszkania to temat rzeka. 🙂 Ostatnio uświadamiałam koleżanki, że skoro kupiłam nową kanapę (była w planach od pół roku, kupiona przy fajnej promocji), to nie muszę od razu kupować ozdobnych poduszek. Serio, nie są mi potrzebne. A jak koleżanki bardzo chcą, żebym je miała, to za 3 miesiące mam urodziny, więc mogą wtedy o te moje poduszki zadbać. 🙂
Przykład z chłopakami z boiska daje moc. Świetnie ilustruje różnicę między biedowaniem, a płaceniem podatku od spokoju 🙂
Dlatego u nas w budżecie zawsze jest odpowiednia kwota w kategorii „hobby”, z której bez żadnych wyrzutów sumienia finansujemy swoje zachcianki 🙂
Każdemu polecam takie podejście 🙂
Bardzo fajne i racjonalne podejście do tematu oszczędzania.
Rafał, a zawsze byłes taki racjonalny w tym wszystkim czy raczej kiedyś popełniałeś błędy i na ich podstawie dzielisz się wiedzą?
Oszczędności nauczyła mnie mama w wieku kilku lat (6-7), więc podejście miałem od zawsze podobne. Tak, oczywiście popełniałem błędy, kiedyś je opiszę jako przestrogę w różnych tematach.
Zazdroszczę…. Ja chociaz jako dzieciak byłam oszczędna szybko zostalam „nauczona”, że nie warto. Wszelkie kwoty mniejsze czy większe ( w liceum mialam stypendium naukowe prawie 500zl) były mi odbierane i tak wywalałam kasę jak najszybciej na swoje zachcianki żeby nikt mi ich nie odebrał jeżdżąc po moich emocjach… Smutne ale prawdziwe…
Dzięki za kolejny super wpis:) cieszę się ze do Ciebie trafiłam:)
Kasiu, to ja cieszę się, że to Ty do mnie trafiałaś 🙂
Co do Twojej przeszłości, rozumiem doskonale. Znałem osoby, u których działo się dokładnie to samo. Pomogła jedynie wyprowadzka od rodziców (to właśnie oni byli problemem) lub krycie pieniędzy w różnych zakamarkach. Straszna sytuacja, bo przez złe wzorce kolejne pokolenia popełniają błędy, wcale nie ze swojej winy. I właśnie przez to chcę walczyć ze spaczonym myśleniem o finansach.
Zwiększenie zarobków to jest nr1, ale to większość osób stoi już pod ścianą pracując u kogoś podwyzka to ciężka sprawa pozatym większość nie widzi związku pomiędzy swoją pracą czyli ile wypracuje a ile zarobie, generalnie etat jest zły o z punktu widzenia pracownika i pracodawcy. Od początku miesiąca zacząłem prowadzić budżet, na koniec zobaczę co mi z tego wyjdzie tylko już mam pierwszy problem bo powodu serii włamań muszę założyć alarm i nie wiem czy to ujmować czy olać i liczyć tylko stałe rachunki i jedzenie. Na razie wyszło mi że na chleb marnuję w roku 327zl bo tyle się wyrzuca że można jeden jeść dwa dni a kupuje codzienne, ale jeszcze nie jestem w stanie tego zmienić. Muszę spojrzeć w inne wydatki pewnie też jest szansa na poprawę. Na razie odpuściłem nowy samochód stary ma co prawda 8lat ale się nie psuje więc jakoś nie ma sensu zmieniać. Firmowy też jeździ mimo 500tys km na liczniku, może faktycznie jestem rozrzutny. Zrobię test w tym miesiącu z budżetem. Na razie zapisuje codziennie
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z 4tys to nie naodkladasz, możesz mi wierzyć. Mając 12tys miesięcznie też nie odłożysz dużo, bo wchodzisz w inny standard życia i masz wiedzę że możesz iść np do fryzjera za 20zl ale idziesz do tego za 120 bo jest klimat i cię stać. Prania nie suszysz zima w salonie tylko w suszarce i płacisz za prąd dodatkowe 200zl rocznie plus 3,tys za suszarkę co 5lat. Nie jeździsz samochodem za 15tys tylko za 150 co skutkuje ubezpieczeniem nie 550zl rocznie tylko 4500zl. I tak się zbiera. Możesz obciąć koszty tylko gdzie jest granica? Jest moment że przychodzi przesyt i dochodzisz do wniosku że to wszystko jest bez sensu i że więcej radości dadzą ci te dzieci niż setki tysięcy na koncie. Ja chcę inwestować w relacje ze swoim dzieckiem bo najlepsze lata straciłem w pracy gdy on dorastał. To że jest to dla mnie największa wartość gdybym przeliczał to dziś pewnie byłbym sam bogatszy ale sam, bo nigdy nie jest odpowiedni moment na dziecko. Ciesz się tym co masz i nie kalkuluj pieniądze to nie wszystko, dziś są jutro może nie być i odwrotnie
To, czy wchodzisz w inny standard życia, zależy tylko od Ciebie i jest indywidualną decyzją. Jeśli potrafisz utrzymać się w komfortowych warunkach za 4 tysiące, to potrzebujesz nagle podnosić kosztów do 12 tysięcy. To wszystko zachcianki, często zbędne. Zawsze można odkładać połowę podwyżki, a drugą wykorzystywać do podnoszenia standardu. Zostają oszczędności zamiast wymówek. I uwierz mi, że z 4 tysięcy można sporo odłożyć, udawało mi się nawet z 3. I to bez narzekania na brak wygód 😉
Może spróbuję, kiedyś. Z 3tys to żyjąc z rodziną na utrzymaniu nie odłożysz nic i nikt mnie nie przekona że jest inaczej, to wręcz wegetacja a nie życie.
Dla jednego 3 tysiące to za mało na jedzenie, dla innego za dużo na wszystkie wydatki. Zależy do czego się przyzwyczajasz i co określasz wegetacją 😉
Będąc samemu i mieszkając z rodzicami można odłożyć, ale mieszkając z żoną i małym dzieckiem to nierealne, bo sam przerabiałem temat 10lat temu. Na szybko licząc czynsz za mieszkanie 600zl, woda 300zl, prąd 150, gaz 50, telefon 50, Internet 60, paliwo 300 to daje 1610zl. Zostaje 1390 na „życie” na 3osoby gdzie musisz kupić mleko dla dziecka, pieluchy, ubranie, zaszczepić, szczepionki skojarzone to około 1700zl, a jeszcze jak nie masz własnego mieszkania to dochodzi koszt odstępnego. Rafał chcąc żyć „normalnie” realia są takie że wracałem z jednej pracy jadłem obiad i do kolejnej pracy. 10lat trwało wyjście na prostą i uwierz mi że mimo pracy na dwóch etatach jeden na umowie drugi na własną rękę nie zawsze było kolorowo. Po tych latach jednego jestem pewien że praca na etacie się nie opłaca i odejście z etatu i własna działalność była najlepszym co mogłem zrobić.
Jeśli z takiej kwoty „nie można” oszczędzić, to należy zwiększyć zarobki i tyle. U mnie 2 osoby dorosłe + pies, o którego dobrze dbamy to 620 zł za mieszkanie (woda w cenie) + 60 zł prąd + 40zł 2x telefon + 60 internet =780 zł + 1.000 nasze jedzenie + 300 zł miesięcznie pies, to 2080 zł. Jakieś grosze jak 100 zł miesięcznie na chemię/kosmetyki itp. To jest kwestia tylko tego, czego uważasz, że potrzebujesz. I uwierz mi, że żyjemy normalnie. Nie gryziemy tynku ze ścian. Ale nie mam zamiaru Cię przekonywać na siłę.
Mam pytanie: ile czasu poświęcasz na giełdę? Kilka lat temu zaczęłam inwestować na zasadzie 'co zaszkodzi spróbować’ i po kilku razach zrezygnowałam z braku czasu (budowa domu, dzieci, praca). Mam nadal konto maklerskie i zakupione w tamtym okresie akcje. Nie wiem czy jest gdzieś u Ciebie wpis o takiej tematyce jeszcze nie przeczytałam wszystkich artykułów. Jeslijest to przepraszam za głupie pytanie. Pozdrawiam
Nie ma za co przepraszać. Gdy jeszcze pracowałem i codziennie uczyłem się czegoś o inwestowaniu na giełdzie, siedziałem od powrotu z pracy (13-14) do 17:00 (koniec notowań). Szybkie przejrzenie wykresów, informacji, komunikatów + forum na którym jestem. Wykresy na jednej stronie ekranu, żebym miał na oku, na drugiej cokolwiek miałem do roboty.
Aktualnie bywa różnie, bo już nie pracuję. Przeważnie sprawdzam wszystko o 12-13, gdy wstaję i jeśli nie ma żadnych przesłanek, to zaglądam jedynie sporadycznie co 2-3 godziny, bo i tak jestem cały czas przy komputerze. W takim wypadku to 20-40 minut dziennie, choć większość dni mogłaby opierać się na samym zaglądaniu na kursy w 5 minut. Na początku zdecydowanie za bardzo to wszystko przeżywałem.
Jeśli wiem, że coś ma się wydarzyć, wstaję przed 9, żeby być na otwarciu sesji. Stało się tak kilka dni temu, gdy CD Projekt przełożył premierę Cyberpunk 2077, czyli swojego głównego produktu. Chciałem się załapać na szybki wyrzut akcji i certyfikatów na dźwigni. Sprzedałem rano ze stratą, ale odkupiłem jeszcze niżej, więc w sumie na plus. W taki dzień siedzę od 9 do 17, ale to wyjątki.
Z tematów giełdowych opisałem jedynie (do tej pory), jak wygląda event na giełdzie, konferencja spółki giełdowej i targi finansowe. Znajdziesz to w kategorii inwestowanie. Mam już zaplanowane 2 cykle artykułów o inwestowaniu, niestety, muszą poczekać w kolejce za innymi projektami. Choć nie ukrywam, że wszystko chciałbym zrealizować jak najszybciej, to nie dam rady ze wszystkim na raz.
W Twojej sytuacji może warto najpierw sięgnąć po kilka książek o giełdzie lub po darmowe artykuły? Nie wiem, jak stoisz z wiedzą i co chcesz osiągnąć przez inwestowanie.
Dziękuję:) jakie pozycje są wg Ciebie takimi obowiazkowymi? Wiesz ja mialam 'zbędna’ gotówkę 2000zl i zarabiałam niewielkie kwoty na kilku transakcjach w sumie ok 400zl. Później zostawiłam swój portfel z akcjami i teraz jestem na mega minusie. Co chce osiągnąć? Chcialabym móc malymi krokami powiększać kapitał i inwestować dalej. Tak wiem że z malej kwoty nie bede miała milionów bo takie strzały możliwe są na Forex;)
Moją wiedzę okreslam jako początkujący- raczkujacy:)
Dzieki Twojemu poradnikowi ogarniam w dalszym ciagu finanse domowe i widzę światełko w tunelu. Zaczęłam dostrzegać możliwość oszczedzania złotówek a nie groszy i za to dziękuję! Czekam z niecierpliwością na kolejne artykuły:)
Nie przerabiałem wielu książek, bo wciąż korzystam ze wszystkiego, co darmowe w internecie. Ale kupiłem i leży na kupce wstydu Adam Zaremba – Giełda, podstawy inwestowania. Jeszcze nie czytałem, ale po rzucie okiem to dobra pozycja dla początkujących. Nie jest zbyt dokładna, ale porusza setki tematów w skrócie jako pigułka wiedzy.
Jeśli wrzuciłaś tylko 2000 zł, to świetna nauczka. Lepiej wydane pieniądze niż kursy. Poćwicz na tych pieniądzach i jeżeli je stracisz, to potraktuj to jako koszt nauki. Lepiej wyłożyć się przez podstawowe błędy przy 2 tysiącach niż 20 czy 200.
Z internetowych źródeł możesz sprawdzić Akademię Inwestowania Orlen i Tomka Jaroszka z bloga doradca.tv, na początek wystarczy i sama odkryjesz, w którym kierunku chcesz szukać wiedzy. Nie ma co się spieszyć z wchodzeniem w rynek, jak mówi mój znajomy inwestor „pieniądze jeszcze zdążymy stracić”.
Dziękuję bardzo:)
Jesli to nie tajemnica jakie fora dla inwestorów mógłbyś polecić? Z jakich sam korzystasz?
Najlepiej przejrzeć kilka i samemu ocenić, które najbardziej nam odpowiada. Ja jestem na Iluminaci, gdzie większość dyskusji toczy się na czacie, a forum jest w sumie dodatkiem. Dość małe i zgrane grono inwestorów. Za dostęp trzeba płacić, a wszystko przekazujemy na wybrany przez nas cel charytatywny. W sumie większość for jest płatna, dlatego nie sugerowałbym się nimi przed nauką podstaw. Każdy prezentuje tam swoje zdanie o spółkach, a na początku ciężko określić co jest dobrą informacją, a co zwyczajnym szumem.
Oprócz tego jest forum na bankier.pl, nad którym moderacja nie panuje i stooq.pl, gdzie jest już lepiej.
Tak, do diabła, nareszcie mam to kawa na ławę. Tylko takie podejście daje jakieś szanse na to, że oszczędzanie nie będzie katorgą i przyniesie jakiś efekt.
„Mądre gospodarowanie pieniędzmi to sztuka minimalizowania tylko tych kosztów, które są nam zbędne, po to żeby mieć więcej pieniędzy na to, co jest dla nas ważne.” 😉
… na jedzeniu nigdy nie oszczędzałam … kupuję jedzenie dobre, często drogie, mam też swoje ulubione restauracje …
Wiem, że jeśli czuję się szczęśliwa, to wtedy mogę wszystko i oszczędzanie staje się radością. Kilka dni obiecałam Sobie ważną rzecz i tego się będę trzymać. A to, co daje przyjemność, to inwestycja w wartościowe życie. Dlatego oszczędzam z głową 🙂
Według mnie nie wszystko jednak zalezy od nas. Życie bywa przewrotne i to że dzisiaj mogę sobie pozwolić na odłożenie tysiaca złotych nie znaczy ze za miesiac tez bede mogła lub co gorsza zabraknie mi na przeżycie. Oszczedzac nigdy nie potrafiłam. Jedyne co w tej chwili robie w temacie oszczedzania to ppk. Poza tym nie stac mnie na odkladanie cyklicznie. Wszystko idzie na bieżące wydatki
analizując obecne sposoby na oszczędzanie na przyszłość najlepiej wypadają ppk, bo koszt znikomy, a wraz z dopłatami od pracodawcy mamy finalnie znacznie więcej
Mam podobny punkt widzenia Rafale. Co więcej uważam, że oszczędzanie nie musi być czynnością, do której się przykładamy tu i teraz. Dla przykładu, ktoś mówi, że właśnie zaczął z żoną oszczędzać. Zaczął, czyli rozpoczął czynność, którą pewnie za jakiś czas skończy. Oszczędzać można przecież całe życie, w dodatku bez wyrzeczeń i trudności.
Pozdrawiam
Kamil Kondel
Nie jestem rozrzutna, ale też nie sknerą, uważam że warto siebie nagradzać, pracujemy żeby mieć pieniądze, więc coś nam się od życia należy 😁
Jeśli pracuje się za 4 tysiące w korporacji, to faktycznie można się zastanawiać nad sposobem oszczędzania. Ale jeśli ma się poniżej trzech, mając kilkoro dzieci (pracowałem przez kilka lat w świetlicy środowiskowej, więc piszę o tym niejako z własnego doświadczenia), to już nie jest tak łatwo. Oczywiście, można powiedzieć, że rodzenie dzieci bez stabilności finansowej jest nierozsądne – też tak uważam – ale w takiej sytuacji płakanie nad rozlanym mlekiem nic nie pomaga. Nie mówiąc już o ludziach w naprawdę biednych krajach, gdzie mogą już walczyć tylko o przetrwanie. Chciałbym na to uczulić.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z 4tys to nie naodkladasz, możesz mi wierzyć. Mając 12tys miesięcznie też nie odłożysz dużo, bo wchodzisz w inny standard życia i masz wiedzę że możesz iść np do fryzjera za 20zl ale idziesz do tego za 120 bo jest klimat i cię stać. Prania nie suszysz zima w salonie tylko w suszarce i płacisz za prąd dodatkowe 200zl rocznie plus 3,tys za suszarkę co 5lat. Nie jeździsz samochodem za 15tys tylko za 150 co skutkuje ubezpieczeniem nie 550zl rocznie tylko 4500zl. I tak się zbiera. Możesz obciąć koszty tylko gdzie jest granica? Jest moment że przychodzi przesyt i dochodzisz do wniosku że to wszystko jest bez sensu i że więcej radości dadzą ci te dzieci niż setki tysięcy na koncie. Ja chcę inwestować w relacje ze swoim dzieckiem bo najlepsze lata straciłem w pracy gdy on dorastał. To że jest to dla mnie największa wartość gdybym przeliczał to dziś pewnie byłbym sam bogatszy ale sam, bo nigdy nie jest odpowiedni moment na dziecko. Ciesz się tym co masz i nie kalkuluj pieniądze to nie wszystko, dziś są jutro może nie być i odwrotnie
Ludzie nie lubią oszczędzać, bo jest to proces, gdzie nie ma natychmiastowej gratyfikacji. Żyją bardzo często tu i teraz. Niestety 🙁
O ile w przypadku moich rodziców i ogólnie osób starszych, ich podejście do oszczędzania często jest zrozumiałe – wychowali się w innych czasach. Jednak jak słyszę od rówieśników, że wszystko co zarobią, przewalają na różne głupoty i nie mają żadnych oszczędności… no kiepsko… A przecież jak piszesz – nie jest to wcale trudne!
Ja mam kompletnie inne podejście do oszczędzania. Nie zrezygnowałbym ani z kanałów sportowych ani z gały z kolegami, zamiast tego zastanowił dwa razy czy na pewno potrzebują kilo marchwi, moze wystarczy pół, bo pół po przeleżeniu 3 tygodni i tak trafi do śmieci jako obeschnięte. Ale zawsze sie kupuje kilo, bo nie trzeba sie zastanawiać ile tak naprawdę potrzeba,
Przykład oczywiście, ale chodzi mi o optymalizacje i racjonalizację kosztów, najlepiej zacząć właśnie od jedzenia. Mniejsze zakupy a częściej, i zawsze z dyscyplina., bez spontanicznych decyzji
Bardzo dobre podejście, powiem więcej odkrywcze dla wielu z nas. Pieniądze na rzeczy które regularnie kupujemy czy rachunki które płacimy wydają się nam nie do ruszenia w kwestii oszczędzania. Szukamy oszczędności tak naprawdę tam gdzie nie powinniśmy, albo inaczej tam gdzie efekty tych właśnie działań będą znikome. Dlatego sam też zachęcam do sprawdzania naszych abonamentów, czytania umów, renegocjowania warunków i wglądu na wszystkie wydawane pieniądze, nie tylko na te bonusowe (patrz, przyjemności).
Świetne podejście! Nic dodać, nic ująć 🙂 Do oszczędzania trzeba podchodzić racjonalnie i tak właśnie jest w Twoim wpisie. Pozdrawiam
Rozpisałeś to naprawdę kapitalnie 🙂 zgadzam się w 100%
Mam podobne podejście do oszczędzania. Staram się w konsumpcjonizm nie wpaść bo o to jest łatwo. Zarabiasz więcej to stać Cię na lepsze, droższe rzeczy a na koniec miesiąca wynik wychodzi ten sam czyli „0” więcej na koncie. Dlatego od oszczędzania miesiąc zaczynam i w pierwszym kroku wynagradzam siebie. Ale od czasu do czasu, w formie nagrody, pozwalam sobie na irracjonalny zakup, nawet jeśli jest to dla krótkiej chwili przyjemności.