Gratyfikacja jest udzieleniem sobie nagrody. Jeśli otrzymujesz ją od razu, to przyjemność jest natychmiastowa i większa. A może jednak nie i nie tylko zemsta najlepiej smakuje na zimno?
Czym jest natychmiastowa gratyfikacja?
Natychmiastowa gratyfikacja to udzielenie sobie nagrody tu i teraz. Bez oczekiwania na cokolwiek. Jest ładnym określeniem na “ja chce już! Daj!”. Natychmiastowa gratyfikacja ma bardzo dużą siłę oddziaływania. Wypiera racjonalne argumenty i zagłusza wyrzuty sumienia na rzecz aktualnych emocji.
Kupowanie nowych gadżetów na jesienną premierę za pełną cenę? Za miesiąc jest black friday, który z roku na rok obejmuje coraz więcej produktów, więc można liczyć na zniżki. Ale wydatki finansowe nie są wyjątkiem. Chodzi tu także o nasze zdrowie i jak natychmiastowa gratyfikacja może mieć na nie katastrofalny wpływ. Weźmy za przykład nałogi jak papierosy, alkohol, hazard czy obżarstwo.
Czasem natychmiastowa gratyfikacja jest tak silna, że bierze górę nad większą korzyścią, którą uzyskalibyśmy czekając…
Test marshmallow
Walter Mischel przeprowadził test na 653 dzieciach w wieku około 4 lat. Eksperyment miał prosty przebieg. Przed dzieckiem leży pyszna pianka marshmallow, dorosły oznajmia, że wychodzi i wróci za 15 minut. Dziecko może zjeść piankę lub zaczekać, aż dorosły wróci, i wtedy dostanie kolejną piankę.
Najlepsze oferty bankowe
Wrzesień 2024
Codziennie aktualizowane rankingi
Promocje bankowe do 900 zł premii
Lokaty do 6,1%
Konta osobiste do 750 zł bonusu
Konta oszczędnościowe do 7,2%
Konta firmowe do 3.000 zł premii
Karty kredytowe za darmo
Z piankami nie ma żartów. Prawie wszystkie dzieciaki próbowały powstrzymać się przed instynktem łakomczucha, by dostać więcej słodyczy. Łatwo nie było. Tylko 30% dzieci wytrzymało 15 minut, za co otrzymały drugą piankę.
Kilkanaście lat po eksperymencie wysłano listy do rodziców, nauczycieli oraz opiekunów dzieci uczestniczących w badaniu. Odpowiedzi sugerowały to, co było do przewidzenia. Dzieci, które odłożyły przyjemność w czasie, lepiej radziły sobie z samokontrolą, cierpliwością, stresem i nauką.
Kto pokona piankę, ten odniesie sukces w życiu, a nazywa się to opóźnioną gratyfikacją.
Czym jest opóźniona gratyfikacja?
Opóźniona gratyfikacja to wstrzymanie się z otrzymaniem nagrody aż do momentu, w którym będzie ona korzystniejsza (lepsze dwie pianki niż jedna). Racjonalny argument wygrywa z emocjonalną zachcianką dając większą korzyść, nie tylko finansową.
Możesz kupić ten sam gadżet po paru miesiącach, co da Ci kilka korzyści:
- Poznasz recenzje i opinie.
- Przekonasz się, czy ten sprzęt naprawdę Ci pasuje.
- Zapłacisz mniej.
- Uświadomisz sobie, czy to potrzeba, czy zachcianka.
Taka opóźniona gratyfikacja utwierdzi Cię w przekonaniu, że było warto. Nie musisz mieć dwóch nowych telefonów, ale możesz bardziej cieszyć się z jednego. Tego, którego będziesz pewny, a nie żałował nagłego zakupu (bo inny model mógł być lepszy).
Podczas spożywania posiłku, jedzenie szybciej ląduje w brzuchu, niż informacja o nasyceniu w głowie. Zamiast od razu po zjedzeniu obiadu sięgać po obfity deser, odczekaj kilkanaście minut. Zamiast napchać się do granic możliwości, a w konsekwencji czuć dyskomfort, warto poczekać. Poczujesz, że jesteś już syty i nie będziesz wcale chciał deseru. Zjedz go za godzinę lub dwie, a sprawi Ci to większą przyjemność.
Otrzymanie większej nagrody nie jest też jedynym wyznacznikiem jej przewagi. Owszem, dwie pianki są lepsze niż jedna, ale czy Twoje zdrowie to potwierdzi? Możesz zmienić obiekt gratyfikacji.
Zamiast nasycenia głodu frytkami na mieście, możesz zrobić swoje w domu. Koszt pieniężny będzie wielokrotnie niższy lub taki sam, ale przy znacznie większej porcji. Tylko czy warto? Możesz zmienić obiekt gratyfikacji na coś innego jak pełnowartościowy posiłek lub zdrowszą przekąskę jak świeży owoc.
Opóźnianie gratyfikacji pomaga też układać priorytety. Lubię samochody i o wielu marzę, na wiele z nich mógłbym sobie pozwolić, ale czy w mojej sytuacji jest to odpowiednie? Wystarczy zadać sobie kilka pytań:
- Czy nowy samochód jest mi naprawdę potrzebny?
- W czym jest lepszy od obecnego?
- Co sprawia, że warto wymienić auto?
- Czy stać mnie na taki wydatek w tym momencie?
- Czy nie mam innych ważnych wydatków?
- Czy te pieniądze mogą pracować lepiej?
- Czy jest to chłodna kalkulacja skutkująca potrzebą, czy emocjonalna zachcianka?
Na pewno przyjemnie byłby mi jeździć Dodgem Chargerem z 1968, Chevroletem Chevelle z 1969 lub czymś nowszym ze stajni Ferrari czy Lamborghini i stać mnie na takie wydatki. Tylko czy one mają w tym momencie sens? Niestety nie. Gdy poważnie spoglądam na swoje cele, zachcianki są na końcu. Najpierw chcę zbudować dochód, który pokryje takie wydatki, a mi zapewni spokój.
W tym momencie, kupno samochodu dla przyjemności i połechtania mojego ego byłoby jedynie zbędnym drążeniem dziury w portfelu, która nic nie wnosi do mojego życia. W tym wszystkim nie chodzi jednak o całkowite pozbywanie się lub wieczne opóźnianie czerpania radości z życia. Chodzi o balans między korzystaniem z dostępnych “nagród” a samokontrolą i siłą charakteru.
Chciałbym zabrać takim autem żonę i psa nad jezioro, by mieć chwilę przyjemnego odpoczynku, ale podobną przyjemność da mi wspólny spacer po parku. Efekt jest podobny, a w kieszeni zostało mi kilkaset tysięcy złotych. Warto? Moim zdaniem tak.
6 Komentarzy
O tak.
Jeśli na coś czekam, to znaczy, że warto się starać.
Jeśli mam coś od razu, z łatwością, generalnie mam to gdzieś.
Opóźniona gratyfikacja dla mnie oznacza piękne wakacje daleko, w ciepłych krajach. Warto pracować cały rok, by móc wyjechać tam, gdzie się zamarzy.
Ale w pracy pisarza w zasadzie opóźniona gratyfikacja to też nieodłączny element tego zawodu. W końcu książkę pisze się miesiącami, a nawet latami. Moment wydania jest wówczas piękną nagrodą. A potem znowu trzeba siadać do pisania… 😀
Tak, z jednej strony masz rację. Z drugiej ten tekst kojarzy mi się trochę z memami w stylu: Mamo, możemy na frytki? Nie, frytki mamy w domu. A tam rozgotowane ziemniaki. Czasem liczy się chwila, atmosfera, spełnienie marzenia. Jeśli marzę o jakiejś książce czy premierze filmu, to pójdę lub kupię od razu, bo sprawi mi to tu i teraz ogromną radość.
Małe przyjemności są w porządku, o ile z nimi nie przesadzasz, w przeciwnym razie powszednieją i nie dają żadnej satysfakcji, stają się stałym elementem. Równowaga dla każdego będzie inna.
To na pewno “zależy”, ale raczej warto ;).
Nie wiedziałam, że to tak się nazywa, bo od pewnego czasu właśnie tak podchodzę do spełniania swoich zachcianek. Nie robię nic impulsywnie, zawsze staram się to przemyśleć 🙂
Obawiam sie, że u mnie długo jeszcze nie będzie tego problemu 😉